Kolejne próby antagonizowania rolników z myśliwymi.

Kolejne próby antagonizowania rolników z myśliwymi.

List otwarty do ministra Giżyńskiego. Piszemy to, czego nie ma odwagi powiedzieć PZŁ. Jak informuje portal agropolska.pl podczas niedawnego posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa resort prezentował “informację na temat aktualnej sytuacji w związku z występowaniem afrykańskiego pomoru świń w Polsce”, z której wynika, że planuje on dalszą redukcję populacji dzików poprzez polowania i odstrzał sanitarny. Obrady zdominowały głosy żądające depopulacji, do której wzywali m.in. posłowie Zbigniew Ajchler (niez.). i Maciej Górski (PiS), który zwracał uwagę na konieczność odstrzeliwania także samic dzików oraz na działania przeprowadzone w Danii, gdzie zlikwidowano całą populację. Hodowcy podnosili dodatkowo potrzebę pociągania do odpowiedzialności PZŁ, czemu wtórował poseł Jarosław Sachajko (Kukiz15), stwierdzając, że skoro myśliwi nie wywiązują się ze swoich zobowiązań, to należy ich związki zlikwidować. W sukurs przyszedł mu Szymon Giżyński (PIS), wiceminister rolnictwa, który oświadczył, że chętnie by poszukał bardzo silnych, mocnych, zdeterminowanych sojuszników w tym, żeby środki perswazji wobec myśliwych i wobec PZŁ były skuteczniejsze. Szanowny Panie Ministrze, jako historyk z zawodu, zapewne doskonale zna Pan rzymską maksymę „divide et impera”, ale prosimy przestać ją stosować w celu antagonizowania rolników i myśliwych.Prosimy również, aby więcej nie wycierał Pan sobie ust myśliwymi w celu ukrycia nieudolności własnego rządu w walce z ASF. Przypominamy, że kiedy w 2015 r. przejmowaliście władze, wirus był obecny tylko przy wschodniej granicy kraju. Swoim populizmem i mydleniem oczu rolnikom doprowadziliście do tego, że aktualnie jest już pod zachodnią granicą. Tylko proszę nie zasłaniać się dzikami, bo brak ognisk w środkowej Polsce udowadnia, że to nie one przeniosły ASF na zachód kraju. Choć zmniejszenie dziczej populacji może spowolnić tempo dalszego przesuwania się choroby, to bez ścisłej bioasekuracji stad świń, w dalszym ciągu będzie to tylko niedoskonały półśrodek.Proszę też nie tłumaczyć się brakiem współpracy ze strony myśliwych i pokazywać przykładu Danii, bo tamtejsza populacja dzików liczyła 89 sztuk, a w Polsce pozyskujemy ich każdego roku ponad 300 tysięcy. Widać więc, że w zakresie ograniczania dziczej populacji robimy co możemy, ale to utrzymywany przez Pana rząd model zdobywania uprawnień łowieckich, w którym dwutygodniowe obowiązkowe szkolenie dla nowostępujących kosztuje tyle samo co semestr studiów uniwersyteckich, a dostęp do broni jest obwarowany wymaganiami zdrowotnymi wyższymi niż stawiane zawodowym kierowcom, powoduje, że myśliwych jest w Polsce po prostu za mało.Proszę również przestać żądać od myśliwych, żeby prewencyjnie wybijali dzicze matki, skazując w ten sposób ich młode na śmierć głodową, bo takie postępowanie jest dla nas moralnie nie do zaakceptowania. Samo ograniczanie populacji za pomocą karabinu uważamy za zasłonę, gdyż jest to usuwanie skutku, a nie przyczyny problemu. Najwyższy czas postawić sprawę jasno – to nie myśliwi odpowiadają za wzrost populacji dzików, lecz rolnictwo oparte na kukurydzy, która jest już uprawiana w Polsce na powierzchni 1 miliona 200 tys. ha. Taki areał powoduje zwiększenie bazy pokarmowej i zmianę warunków bytowania dzików, a co najistotniejsze – wywołuje zaburzenia hormonalne powodowane przez patogenne grzyby. Warunki pogodowe naszej strefy klimatycznej oraz opóźniony zbiór ziarna wpływają na rozwój na kolbach grzybów pleśniowych z rodzaju Fusarium i powstawanie mikotoksyn, a szczególnie naturalnego estrogenu. Konsumpcja przez dziki zainfekowanych kolb powoduje zaburzenia cyklu rozrodczego, przyspieszenie wieku płodności i wydłużenie okresu rui, co w konsekwencji prowadzi do wzrostu pogłowia. Jeśli dodamy to tego 100 000 ton pozostawianych na polach resztek pożniwnych, to mamy jasność, że sukces rozrodczy tego gatunku jest bezpośrednim skutkiem zmian, jakie nastąpiły w ostatnich latach w Polskim rolnictwie, a nie zaniedbań ze strony myśliwych.Jeśli więc chce Pan, Panie Ministrze, realnie, a nie tylko pozornie walczyć z ASF, to proszę zacząć od ograniczenia otwartych powierzchni kukurydzy i dofinansowania inspektoratów weterynarii, bo to po prostu niegodziwe, aby pracownicy jednostek, którzy odpowiadają za kontrolę przestrzegania bioasekuracji w wielomilionowych gospodarstwach, utrzymywali się z wynagrodzeń na poziomie niewiele wyższym od pensji minimalnej.

źródło: Instytut Analiz Środowiskowych

Udostępnij ten post